Wspominalam juz kiedys, ze cukinia to moje odkrycie zeszlego roku? Idac tym tropem, dzisiaj kolejna wariacja na ten temat. Znowu prosto, milo i przyjemnie.
- 4 male cukinie
- 2 male piersi z kurczaka
- jogurt grecki (do zastapienia naturalnym, ale bedzie bardziej wodniste, albo smietana (duze opakowanie))
- czosnek
- vegeta/ziarenka smaku/kostka rosolowa
- sol, pieprz
- tluszcz do smazenia
Piersi z kurczaka myjemy, kroimy w paseczki ok 2 cm albo w male kawalki. W miedzyczasie wstawiamy sobie wode w garnku dodajac albo kostke rosolowa, albo ziarenka albo inne ulepszacze, co kto ma. Kurczaka smazymy na malym ogniu (w moim przypadku malej mocy okropnej kuchenki elektrycznej) az zbieleje, pusci soczek i bedzie sie w nim dusil, doprawiamy sola i pieprzem. Nie wolno dopuscic do tego zeby woda wyparowala i zaczal nam brazowiec i wysychac. Cukinie dokladnie myjemy, pozbywamy sie koncowek i za pomoca obieraczki staramy sie obkroic skorke i pierwsza, twarda warstwe. Powstac musza takie paseczki jak makaron tagiatelle. Wystarczy, ze obierzemy w ten sposob dwie cukinie. Pozostale dwie ze skorka i dwie obkrojone kroimy w kostki, grube polplastry czy jakiekolwiek rozsadnej wielkosci kawalki i wrzucamy do goracego bulionu. W ten sposob musza sobie posiedziec ok 7-10 min, az beda miekkie ale nie rozwalajace sie (mozna to porownac do ugotowanych ziemniakow). Odcedzamy. Dodajemy jogurt i posiekane 2 zabki czosnku. Blendujemy na gladka mase. Do masy dodajemy uduszonego kurczaka i w razie potrzeby doprawiamy do smaku. Na koniec wrzucamy nasze 'obierki' z cukini. Zamysl jest taki, zeby posiedzialy sobie w tym cieplym garnku tak ze 3-4 minutki. Danie podajemy z grubym makaronem typu tagiatelle albo pappadrelle, a nasze cukiniowe paseczki cukownie chrupia, zatopione w cukiniowym, gestym sosie :) Brzmi pysznie? Tak samo smakuje!
środa, 10 kwietnia 2013
Okrasa dla leniwych, czyli moja wersja dania rodem z Lidla
Skladniki:
- puszka pomidorow w puszce
- puszka tunczyka w sosie wlasnym
- cebula
- zabek czosnku
- cytryna (a wlasciwie jej skorka)
- smietana/jogurt naturalny
- sol, cukier
- tluszcz do smazenia
Cebule drobno siekamy, podsmazamy do zeszklenia w garnku z grubym dnem. Czosnek obieramy i rozgniatamy nozem, nastepnie siekamy i wrzucamy do cebuli. Pomidorow w puszce NIE ODSACZAMY, tylko wlewamy cala zawartosc do gara. Rozdrabniamy drewniana lyzka tyle o ile. Dodajemy lyzeczke cukru. Tunczyka odcedzamy z sosu i dodajemy do pomidorow. Mieszamy. Probujemy, w razie potrzeby solimy. Dodajemy jogurt albo smietane (niemiecka wersja dla Ani: Schmand). Cytryne parzymy i dokladnie myjemy. Na drobnej stronie tarki scieramy skorke z cytryny. Caly czas probujemy, probujemy, probujemy... To takie danie w ktorym kazdy musi znalezc swoj smak. Na sam koniec w ruch idzie blender, calosc musi zostac przemieniona w jednolita mase koloru marchewki. Ot, zero zachodu, obiad w 10 minut gotowy i czlowiek sie zlosci, ze makaron ciagle nie gotowy! Koniecznie do sprobowania, nawet najwieksze niejadki ulegly takiemu obiadkowi! :)
czwartek, 17 stycznia 2013
Kolejna odslona cukini
Cukinia to moje odkrycie poprzedniego roku. Zawsze podchodzilam do niej z dystansem. Teraz ja uwielbiam i potrafie przyrzadzac na setki sposobow. Nadziana i zapieczona wymaga wyjatkowo malo zachodu, a prezentuje sie wdziecznie i smakuje wysmienicie.
Potrzebne beda:
- 3 srednie cukinie (takie, zeby weszly wam do blaszki albo zaroodpornego naczynia, o mozliwie najwiekszej srednicy)
- 500 g miesa mielonego
- cebula
- puszka pomidorow (moga tez byc swieze pomidory (oraz srodki z pomidorow wydrazone na potrzeby poprzedniego przepisu) i solidna lyzka koncentratu pomidorowego)
- 2 zabki czosnku
- opcjonalnie: 4 pieczarki
- oliwa pepperoni (albo ostra papryka, lub ostra papryka w proszku)
- sol, pieprz
- 150-200 ml bulionu (warzywnego, drobiowego, u mnie zwykle z proszku z lenistwa :P)
- ser zolty (najlepiej tarty)
Cebule obieramy i kroimy w kostke. Na patelni (u mnie jak zwykle niezastapiony rondel) rozgrzewamy oliwe pepperoni lub kazda inna. Czosnek obieramy i siekamy. Na rozgrzana oliwe wrzucamy cebulke do zeszklenia, przy koncu dorzucamy czosnek. Po chwili do tego wedruje miesko, mieszamy, doprawiamy. Smazymy. Teraz reszta.
Zaczynamy od bardzo dokladnego umycia cukini. Odkrajamy konce, kroimy wzdluz na pol. Lyzka (duza, mala, do lodow, do drazenia, do melona, kazda jaka wpadnie w reke) skrobiemy srodek cukinii tworzac z niej lodeczke. Niestety nie wykonalam zdjecia pogladowego, ale sprawa jest dosyc prosta. Nie mozemy tylko przesadzic, nalezy zostawic troche miazszu na sciankach. Do podsmazonego miesa wrzucic pomidory w pusce, lekko rozdrobnione (albo obrane ze skorki i pokrojone swieze pomidory). Srodki cukini, te z najmniejsza iloscia pestek, pokroic byle jak na drobne kawalki i wrzucic do miesa i pomidorow. To samo z opcjonalnymi pieczarkami. Dusic, az pomidory zageszcza farsz. Powinien byc dosyc pikantny i intensywny w smaku.
Piekarnik (w moim przypadku kombiwar) nagrzac do 180 stopni. Nadziac cukiniowe lodeczki farszem. Przelozyc do zaroodpornego naczynia albo blaszki, zalac dno bulionem na wyskokosc ok 1 cm, moze troche mniej, zalezy jakiej srednicy byla wasza cukinia. Zapiekac ok 8 min. Posypac zoltym serem. Zapiekac do rozpuszczenia.
ot, zero filozofii. Mamy brudny jeden garnek i naczynie zaroodporne, a najesc sie mozna do syta. Nikt jeszcze nie zglaszal zastrzezen i smakowalo nawet mojemu tacie, ktory fanem cukinii nigdy nie zostanie :)
Smacznego!!!
środa, 16 stycznia 2013
Nadziewane pomidory :)
W lodowce pustka a nachodzi ochota na dobra kolacje? Dobrze jest opracowac swoj wlasny zestaw awaryjny, ktory na stanie zawsze musi byc. W zaleznosci od tego co umiemy przygotowac i lubimy jesc, warto stworzyc liste produktow ktore mozna dlugo przechowywac (np puszki lub sloiki) i z ktorych mozemy sklecic dobra kolacje w razie niezapowiedzianej wizyty lub wyjatkowego sklepowego lenia. Ja o swojej liscie opowiem innym razem, a dzis propozycja, ktora moge ogladac tylko na zdjeciach, odkad przypuszczam alergie na pomidory. Robi sie szybko, wyglada efektownie i smakuje calkiem wytrawnie :) Uwiecznione na zdjeciach pomidory powstaly, kiedy zawitalam do domu podczas urzedowania Michala i w lodowce udalo mi sie znalezc jedynie podeschniete wedliny i ser i zapas jajek :)
Potrzebne beda:
Pozniej ucinamy pomidorkom wierzchy (ktore mozna wykorzystac na wspaniale kapelusze do muchomorow (obciety wierzch pomidora ulozyc na obranym jajku na twardo ze scietym wierzchem, okragla strona do gory, tworzac pieknego grzybka, a potem uciapac mu kapelusz w kropki za pomoca majonezu --> wyprobowane i szczegolnie skuteczne na niejadkow :) ). Nastepnie, za pomoca zwyklej lyzeczki do herbaty, ostroznie wybieramy miazsz. W zaleznosci od tego jak bardzo miesisty i zylasty jest pomidor, moze nam isc lepiej lub gorzej, ale tak dlugo jak nie rozwalimy scianek delikwenta, wszytsko powinno byc w porzadku. Srodki mozemy zostawic do nastepnego dania jakie sie tu pojawi, ja jednak nie przepadam za pestkami pomidorow w zadnej postaci poza kanapka, wiec nie kazdemu polecam.
Wersja pokazowa nie wygladala szalowo, przyznaje. Jakos tak mi te pomidorki siadly i udusily sie w piekarniku zamiast przypiec. Ciagle probuje rozgryzc swoj kombiwar i chociaz nie narzekam, to jednak co piekarnik to piekarnik... Smak nie jest intensywny, ale ciekawy. U nas pomidorki byly lekka kolacja, ot tak, lekko, milo i przyjemnie. A przede wszystkim tanio i szybko, czyli to co tygryski lubia najbardziej :) Do tego grzanka czosnkowa? Ja jestem na tak!
Potrzebne beda:
- Pomidory
- ser zolty (u mnie jakies obeschniete plasterki, jeden babybel i resztka sera topionego)
- wedlina (kielbaska, szynka, boczek...)
- jajko
- przyprawy (sol, pieprz, bazylia)
Zaczynamy od zagotowania wody w czajniku. Nastepnie nacinamy pomidory na wierzchach w sloneczko i zalewamy wrzatkiem. Tak potraktowane zrzucaja skorke niczym tancerka gogo swoje fatalaszki :)
wedline i sery ciachamy w kostke, ja polaczylam z serkiem topionym (chociaz musze przyznac ze akurat to polaczenie nie przypadlo mi du gustu i nasteonym razem z serka topionego zrezygnowalam), w zaleznosci od smaku wedliny mozemy doprawic sola i pieprzem. Nadziewamy pomidorki.
Jajko rozbijamy i roztrzepujemy. Wlewamy roztrzepane jajko do pomidorow, zlepiajac nadzienie. Posypujemy bazylia.
Zapiekamy do sciecia sie bialka (w zaleznosci od ustawienia piekarnika, u mnie ok 10 min). Mozna na wierzchu posypac zoltym serem.
Wersja pokazowa nie wygladala szalowo, przyznaje. Jakos tak mi te pomidorki siadly i udusily sie w piekarniku zamiast przypiec. Ciagle probuje rozgryzc swoj kombiwar i chociaz nie narzekam, to jednak co piekarnik to piekarnik... Smak nie jest intensywny, ale ciekawy. U nas pomidorki byly lekka kolacja, ot tak, lekko, milo i przyjemnie. A przede wszystkim tanio i szybko, czyli to co tygryski lubia najbardziej :) Do tego grzanka czosnkowa? Ja jestem na tak!
To nie tak mialo byc...
... zupelnie nie tak, caly swiat mial byc nasz, tylko go brac... jak spiewala budka suflera. No coz, wszytsko poszlo nie po mojej mysli. Tak to juz bywa. Zaczynam od nowa.
Mich dopytywal sie czemu nic nie pisze, chociaz zdjec jedzonka (i nie tylko) na bloga ciagle przybywalo i przybywalo. Nie moge sie usprawiedliwic brakiem czasu, w nowej 'pracy' czasu mam w nadmiarze. No wiec czemu? Sama nie wiem. Najpierw byly inne priorytety, potem bylo glupio tak po prostu nagle zaczac, a w koncu swiadomosc posiadania bloga wywiesila biala flage.
Musialam zastanowic sie, po co chce go prowadzic. Co chce tutaj napisac. Punkt startowy mam zaden, moge zrobic co tylko chce. Na te chwile zagladaja tu tylko najblizsi przyjaciele. Ale czy podstawowym budulcem kazdego przedsiewziecia (ale trudne slowo!) nie powinna byc wiara w odniesienie sukcesu? Sama zaczytuje sie w blogach kosmetycznych, kulinarnych, lifestylowych. Dlaczego sama nie moge zawrzec tutaj wszytskiego, na co mam ochote? Po co mam zachwalac rondel (ktory uwielbiam calym sercem) jezeli ostatnie tygodnie spedzilam na przeszukiwaniu internetu celem znalezienia pedzli do makijazu? Po co mam pisac o zupie, kiedy wlasnie spedzilam kilka godzin uczac sie malowac oko? Po co mam pisac o skladnikach na nalesniki, skoro raptem wczoraj przestudiowalam sklady wszystkich kremow z drogerii? Przeciez moge napisac o tym, co robie. Czemu poswiecam czas. Ten blog jest dla mnie, przede wszytskim, zeby miec wszystko w jednym miejscu, swoje przemyslenia, przepisy, sklad maseczki do twarzy i recenzje ostatniej ksiazki. I nie musze nikomu sie spowiadac, dlaczego oprocz Nigellissimy wspomnialam tu tez o 50 twarzach Greya. Dlaczego? Bo moge. Bo chce. I bede. Postanowione. Znajac moj zapal posty beda pojawiac sie teraz z predkoscia swiatla a moim postanowieniem jest, zeby nie zostawic tego w cholere jeszcze raz. W koncu robie to dla siebie, a jesli bede robila to dobrze, moze bede robila to dla innych... :)
Mich dopytywal sie czemu nic nie pisze, chociaz zdjec jedzonka (i nie tylko) na bloga ciagle przybywalo i przybywalo. Nie moge sie usprawiedliwic brakiem czasu, w nowej 'pracy' czasu mam w nadmiarze. No wiec czemu? Sama nie wiem. Najpierw byly inne priorytety, potem bylo glupio tak po prostu nagle zaczac, a w koncu swiadomosc posiadania bloga wywiesila biala flage.
Musialam zastanowic sie, po co chce go prowadzic. Co chce tutaj napisac. Punkt startowy mam zaden, moge zrobic co tylko chce. Na te chwile zagladaja tu tylko najblizsi przyjaciele. Ale czy podstawowym budulcem kazdego przedsiewziecia (ale trudne slowo!) nie powinna byc wiara w odniesienie sukcesu? Sama zaczytuje sie w blogach kosmetycznych, kulinarnych, lifestylowych. Dlaczego sama nie moge zawrzec tutaj wszytskiego, na co mam ochote? Po co mam zachwalac rondel (ktory uwielbiam calym sercem) jezeli ostatnie tygodnie spedzilam na przeszukiwaniu internetu celem znalezienia pedzli do makijazu? Po co mam pisac o zupie, kiedy wlasnie spedzilam kilka godzin uczac sie malowac oko? Po co mam pisac o skladnikach na nalesniki, skoro raptem wczoraj przestudiowalam sklady wszystkich kremow z drogerii? Przeciez moge napisac o tym, co robie. Czemu poswiecam czas. Ten blog jest dla mnie, przede wszytskim, zeby miec wszystko w jednym miejscu, swoje przemyslenia, przepisy, sklad maseczki do twarzy i recenzje ostatniej ksiazki. I nie musze nikomu sie spowiadac, dlaczego oprocz Nigellissimy wspomnialam tu tez o 50 twarzach Greya. Dlaczego? Bo moge. Bo chce. I bede. Postanowione. Znajac moj zapal posty beda pojawiac sie teraz z predkoscia swiatla a moim postanowieniem jest, zeby nie zostawic tego w cholere jeszcze raz. W koncu robie to dla siebie, a jesli bede robila to dobrze, moze bede robila to dla innych... :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)